11.03.2011

Śiwaratri 02.03.2011


W srode (02.03) w tym roku bylo obchodzone Śiwaratri - swieto ku czci jednego z najwazniejszych hinduistycznych bogow, Siwy. Juz na dlugo wczesniej rozne osoby opowiadaly o tym, wiec bylam wielce ciekawa. Zostalam zaproszona na wspolne obchody (w czym w rodzaju swiatyni - co jednak swiatynia nie bylo). Zatem obudzialm sie o 6.30 (co jest wyjatkowym poswieceniem z mojej strony - a dodatkowo po wycieczce weekendowej nie mialam za bardzo czasu odespac).Miejsce, na ktore przyjechalam okazalo sie byc duza sala z ustawionymi na podlodze miejscami do siedzenia. Przy kazdym takim miejscu mogly usiacs 4 osoby, a posrodku bulo jedno duze metalowe naczynie i 4 mniejsze, 4 przedmioty wygladajace jak dziwne miniaturowe lyzeczki, a takze 2 wysuszone, krowie.... kupy.






Na poczatku prowadzacy calosc imprezy wprowadzil zebranych w glebszy stan swiadomosci, poprzez medytacje i intonacje odpowiednich mantr. Nastepnie zaczela sie wlasciwa czesc ceremonii, tzn. krowie placki nalezalo pokruszyc do duzego naczynia (do malych kazdy dostal porcje tluszczu - chyba zwierzecego), skropic odpowiednia iloscia tluszczy, a nastepnie podpalic. Przebieg calosci jest dosc monotonny, bo od ok 8 do 13 siedzac wokol palacych sie "oltarzykow" powtarza sie dosc krotkie (1- lub2- min.) zdanie/modlitwe/mantre - nie jestem pewna bo nie wiem co to oznaczalo - i na jedno slowo dodaje sie tluszczu do ognia i tak przez caly czas. Mysle jednak, ze ta monotonia jest zaleta i dzieki niej mozna uspokoic umysl, moze zejsc na glebsze poziomy swiadomosci. Ja niestety nie doswiadczylam tej energii - moze dlatego ze o 9 musialam wracac, zeby pojsc do pracy, a moze dlatego ze bylo mi wyjatkowo niewygodnie i nie moglam usiedziec w jednej pozycji... trudno powiedziec.










Jako, ze pracuje w przywatnej firmie, mimo iz swieto jest duze, to nie mielismy wolnego. Za to skonczylismy godzine wczesniej niz zwykle :) W pracy umowilam sie z Hirenem (kolega z pracy), ze zabierze mnie wieczorem do Starego Miasta, gdzie znajduje sie jezioro z olbrzymim posagiem Siwy na srordku, wieczorami oswietlanym przez roznokolorowe swiatla. Od razu sie przyznam, ze zapomnialam aparatu, ale na swoja obrone mam to, ze moge pojechac innym wieczorem i zrobic zdjecia ;)

No tak, zapomnialam powiedziec, ze Śiwaratri to jedyny dzien w roku, kiedy mozna legalnie sprzedawac i kupic tradycyjny napoj bhang, zwiazany z tym swietem. Jest to napoj czarodziejski, pyszny w smaku, z domieszka zenskich czesci kwiatow i lisci konopii. Oczywiscie postawilam sobie za punkt honoru zeby wyprobowac specyfik - w koncu jak mozna byc w Indiach, podczas Śiwaratri i nie sprobowac? :) Zatem z pewnym lekiem (bo wtedy jeszcze nie wiedzialam co sie tam znajduje - z tego co Hindusi mi tlumaczyli zrozumialam, ze jest to substancja psychoaktywna, ale jaka i co robi, tego juz sie nie dowiedzialam) wypilam szklanke napoju (ktory jest robiony z mleka, migdalow oraz konopii). Okazal sie byc pyszny, ale na pytanie czy chce nastepna szkalnke powiedzialam, ze pozniej, aby sprawdzic co sie bedzie dzialo. Otoz nie dzialo sie nic. Zatem po ok. godzinnej wycieczce motorem po miescie, zaproponowalam kolejny bhang. Jadac zauwazylam znajomych Jordanczykow, wiec w rezultacie razem zatrzymalismy sie przy budce i zamowilismy tym razem bardzo mocny ghang. Wyobrazcie sobie, ze Anas (jeden z Jordanczykow), bedac tu przez 3 lata - nigdy nie slyszal ani nie probowal bhangu. Tak sobie stalismy, palilismy i czekalismy na efekty, ktorych wciaz nie bylo (sprzedawca powiedzial ze w ciagu pol godz. powinny juz byc). W rezultacie tego czekania wypilismy po 3 mocne szklanki (ja i Anas). Poniewaz sprzedawca nie mial juz wiecej oraz bylo juz po 23 (a tu o tej porze jest nielegalne miec otwarty sklep, czy cokolwiek innego), zebralismy sie i Hiren odwiozl mnie do domu. Zaproponowalam karty bo nie chcialam isc spac, zanim dranstwo nie zacznie dzialac. Zadzwonil Ankur czy moze wpasc, wiec w rezultacie poszlam spac po 2 wciaz nie bedac na haju :(
Za to w nocy... zwykle pojscie do toalety okazalo sie byc niesamowycie problematyczne i sciany byly niezwykle uzyteczne do chodzenia prosto. Tak naprawde to to wszystko bylo nie fair. Rano wstalam z tak potwornym kacem, ze nie macie pojecia - a przypominam ze cierpialam ewidentnie na darmo, bo zero fazy :(. Nie poszlam do pracy i przespalam caly dzien. Wieczorem zadzwonil Anas z pytaniem co u mnie i czy zyje, bo u niego ciezko. Okazalo sie ze przezyl napad smiechu trwajacy ok 2 godz, a pozniej nie byl w stanie sie ruszac... Takze wychodzi na to, ze THC nie dziala tylko na mnie, dlatego wole zwykly, poczciwy alkohol :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz